"Nie zawsze wiemy, czego chcemy tak naprawdę"

No i nadszedł ten długo wyczekiwany moment (dla mnie z pewnością długo wyczekiwany, mam nadzieję, że dla Was również)! Post, w którym wszystko się wyjaśni...w zasadzie, powinno wyjaśnić, ale czy tak faktycznie będzie? Ile ludzi, tyle oczekiwań, więc lepiej się nie nastawiać,  by nie przeżywać potem pół dnia ogromnego rozczarowania i zawodu, tylko po prostu wysłuchać, co mam Wam do opowiedzenia ;)


No tak, obiecałam w ostatnim wpisie, że dowiecie się z czym tak naprawdę wiążę swoją przyszłość. Znacie już moje pasje, marzenia z czasów "młodości", jedyne, co pozostało niewypowiedziane, to całe ta nieszczęsna droga, którą chcę podążać w życiu. Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy mieli jasno i konkretnie sprecyzowane plany i wytyczne, których musieli przestrzegać, by osiągnąć sukces. Dla klasycznego zadaniowca, czyli mnie między innymi, nie ma nic prostszego! Wystarczy tylko odhaczyć na przestrzeni kilku lat określone polecenia i bum, wymarzona praca jest na wyciągnięcie ręki. Schody zaczynają się wtedy, gdy takiego punktu zaczepienia nie ma.
Ale przechodząc do meritum, na które zapewne większość czeka od początku, czy poradziłam sobie  z własnym niezdecydowaniem i dokonałam tego arcytrudnego wyboru?
Myślę, że to niezwykle złożony proces, którego etapy przebiegają przez dłuższy okres czasu. Na pewno zrobiłam już pierwszy krok, wybrałam rozszerzenia! A to już praktycznie ostatni odcinek do mety, którą jest osławiona matura. Zdecydowałam się na królową nauk (dla niewtajemniczonych, matematykę oczywiście!), chemię,, fizykę i mój ukochany angielski. Taka kombinacja daje mi wbrew pozorom całkiem sensowne i obszerne pole manewru w zakresie kilku uczelni i uniwersytetów. A głownie właśnie o to mi chodziło, by nie wykluczać żadnej, nawet najmniej realnej opcji i zostawić kilka otwartych furtek, które zawsze będę mogła wykorzystać.
Powiem to prosto z mostu, nie będę już przedłużać ani lać przysłowiowej wody, od pewnego czasu po głowie chodzi mi psychologia (jakże pasujący kierunek dla ścisłowca :)), ale nie taka klasyczna, gdzie dyplomowany psycholog terapeuta całymi dniami siedzi z tym swoim notesem na kolanach  pilnie wsłuchując się w problemy tymczasowo zagubionych w życiu osób (czego nie neguję broń Boże, po prostu chyba nie byłabym zbyt dobrym materiałem na taką fuchę ;)). Precyzując, kierunek, który łączyłby wszystkie moje największe miłości: zwierzęta, języki i ogromną chęć niesienia pomocy właśnie najlepszym przyjaciołom człowieka, czyli...zoopsychologia studiowana w języku angielskim.

 Na potwierdzenie wcześniejszych słów, jazda konna zawsze była moją pasją, początkowo jednak z dystansem odnosiłam się do tych jakże majestatycznych i szlachetnych zwierząt. Moje podejście zmieniło się dopiero wtedy, kiedy przestałam dostrzegać w nich jedynie masywne olbrzymy, a zauważyłam niezwykłe pokłady zaufania i bezgranicznej miłości).



Pierwsze zdjęcia pokazują istniejący jeszcze spory dystans między początkującym jeźdźcem a wierzchowcem. Z kolei ostatnia fotografa to efekty ciężkiej, wieloletniej,ale jakże satysfakcjonującej  pracy nad wzajemnym zaufaniem, troską i pomocą.



Pewnie jeszcze z pięć razy będziecie czytać tę nazwę i sprawdzać czy na pewno nie poprzekręcaliście jakiś słów, bo faktycznie, nie jest to oklepany i sztandarowy kierunek studiów. Dla mnie samej brzmi to jak totalna abstrakcja i być  może chwilowa fanaberia, ale skoro przez taki szmat czasu żadna z tych ścieżek mnie nie znudziła, może nie stanie się tak również w momencie ukończenia klasy maturalnej?

Życie pisze różne scenariusze, nigdy nie możemy mieć stuprocentowej pewności, ale nawet jeżeli coś jest dopiero w sferze marzeń  czy odległych planów, dlaczego nie mówić o tym na głos i ciężko pracować na to, żeby marzenie stałą się rzeczywistością? Sama właśnie tak zamierzam postępować w najbliższej przyszłości, by za kilka lat móc być może do Was wrócić z kolejnym postem, tym razem jako Pani Zoopsycholog :)

Komentarze

Popularne posty